Część ósma. Warcaby w szkole

Każda aktywność popularyzująca nasz sport jest bliska mojemu sercu. Mam wiele sympatii dla wszystkich, którzy coś w tej sprawie robią. Są to czasem sprawy głośne, ale też ogromna ilość lokalnych przedsięwzięć, o których niemal nikt z nas nie słyszał. Patrząc z perspektywy mojego wieku i lat w warcabach wspominam wielu fajnych działaczy, po odejściu których warcaby w tych ośrodkach praktycznie przestały istnieć. Wspomnę choćby o Bytowie i okolicach i Panu Dobrzyńskim, Gorzów i Marek Kamieniarz, który warcaby tam przyniósł. Lubin i odbywające się tam regularnie turnieje „Czarna Damka”. Janów Lubelski i rodzina Bargielów. Reszel i Jarek Pieniak a tuż obok „klan” Wilczopolskich. Łódź, w której zawsze było mnóstwo warcabistów, ale brakowało działaczy. Pana Sobierajskiego z Łodzi dawno już nie ma wśród nas, a gdy zrezygnował z aktywnej działalności Jurek Lewandowski to i życie warcabowe w mieście dwóch mistrzów Polski (R. Stencel i P. Pieczyński) zamarło. Tym większy szacunek dla tych, którym „chce się chcieć”.

Ale dlaczego tak się dzieje? Brakuje nam rozwiązań systemowych by pozyskiwać nowych pasjonatów naszego sportu. Entuzjazm działaczy to nie wszystko. Kto na poważnie zajmował się pracą z dziećmi czy młodzieżą (szczególnie 30 lat temu i wcześniej) ten wie, że najtrudniejszą i najbardziej czasochłonną sprawą jest przygotowanie się do takich zajęć. Tuż po studiach zostałem poproszony o wzmocnienie (ilościowe by było jasne!) ekipy prowadzącej zajęcia szachowe z dziećmi w gorzowskim MDK. Na każdy rodzaj zajęć miałem gotowe materiały! Taki wiek dziecka, taki stopień zaawansowania … wszystko gotowe razem z przykładami. Bardzo chciałem by coś podobnego powstało również u nas.

Książka Edwarda zaprezentowana została światu w listopadzie 1997 roku podczas MŚ kobiet w Mińsku Mazowieckim. W kolejce po autograf stali i arcymistrzowie i czołowa wówczas nasza juniorka – Kasia Ptak ze szczecińskiego Warcpolu.

Za rok minie równo trzydzieści lat, gdy namówiłem Edwarda Burzyńskiego na napisanie książki. Było już na pewno wszystkim łatwiej. Ta książka i później kolejne, to był początek olbrzymiego skoku do przodu w poziomie gry w Polsce. Ciągle jednak mówimy o sprawach bliskich pasjonatom. Mając w rękach książki Edwarda, warcabów może nauczać jedynie warcabista. W dodatku może to też robić nie najlepiej, bo niekoniecznie może przyjąć właściwą metodologię nauczania. To swoiste „know-how”, które powoduje, że dziecko uczone warcabów (na przykład) w Ukrainie przez rok gra lepiej od dziecka z Polski. Mówimy o całej zbiorowości a nie o pojedynczych osobach. Tego nam zawsze brakowało. To „know-how” jest też podstawą do tego by nauczać gdy w warcaby niekoniecznie samemu będąc warcabistą! Czy każdy nauczyciel WF grał zawodniczo na przykład w piłkę ręczną? Ale WIE jak uczyć! Prywatnie „szczypiorniaka” może po prostu nie lubić.

Rozmawiałem o tym z wieloma osobami naprawdę doświadczonymi. W latach 90 Pan Markowski wspominał, że jego córka Basia napisała właśnie o tym pracę magisterską, oferowałem by zrobić z tego książkę czy inną formę dla wszystkich. Wiele rozmawiałem o tym ze Stanisławem Urbankiem, mówił że ma swoje opracowania, ale również nie podjął rękawicy by zrobić z tego książkę dla nauczycieli czy instruktorów.
Obejmując funkcję Prezesa miałem w rękach nieco większą siłę sprawczą i chciałem coś zrobić. Dostałem w tej sprawie mnóstwo dobrych rad, kilka osób opowiadało, że czymś dysponuje. NIKT jednak nie podjął się opracowania takich materiałów (a nie prosiłem by było to działanie charytatywne).
W efekcie postanowiłem zająć się tym sam. Założenie projektu „Warcaby w szkole” było proste – dać narzędzia takie, by każdy mógł je swobodnie wykorzystać, modyfikować i popularyzować wdrożenie warcabów do pracy z dziećmi. Nie chodziło o znalezienie pasjonatów warcabów, ale o wskazanie na czym to polega i że łatwo można przyswoić sobie minimum wiedzy by wśród wielu innych działań z dziećmi, pojawiły się warcaby. A ponieważ nauczyciele często oprócz wiedzy potrzebują również „papieru”, wymyśliliśmy na zebraniu Zarządu tytuł „Szkolny Instruktor Warcabowy”.

To co Państwo widzicie do dzisiaj na stronach warcaby.pl, zostało zrobione z bardzo niewielkim udziałem finansowym PZWarc. W dalszych planach było opracowanie materiałów metodycznych (też 3 x po 15 lekcji) dla warcabów stupolowych. Następnym krokiem miało być przerobienie tych materiałów metodycznych na podręczniki. Po zakończeniu mojej prezesury (wrzesień 2018) sprawa umarła. Ale przybywa co nieco nowych instruktorów z naszym tytułem i certyfikatem. To też wspiera finansowo związek i daje budżet na dalsze finansowanie rozwoju tego projektu.

Cudownie by było mieć zestaw podręczników, który po prostu można wręczyć (nawet sprzedać) nauczycielom. Naprawdę droga do tego celu nie wydaje się być daleka.

Za prezesury Pana Reszki pojawiła się możliwość skoku do przodu! Pan Reszka podjął współpracę z instytucją budżetową, która wdrażała w latach 21-22, wart łącznie ponad pół miliona złotych projekt „Warcaby w Szkole Mazowieckiej”. Gdy się o tym dowiedziałem – klaskałem z całych sił!

Co się stało, że przestałem klaskać … o tym w następnym odcinku.

Wrocław 2017