“Dykteryjki i ciekawostki szachowe” to jedna z moich ulubionych książek szachowych. Autor zebrał w niej mnóstwo zabawnych i ciekawych historii z szachowych turniejów. Przepyszna lektura, która w połowie lat siedemdziesiątych, nastoletniemu pasjonatowi szachów z Gorzowa mocno pobudzała wyobraźnię.
Sporo warcabowych historii czeka na podobne opracowanie. Może kiedyś … kto wie. Dzisiaj wspomnę jedną z zabawnych historyjek, która wydarzyła się w sierpniu 2000 w Brunssum, podczas meczu Holandia – Polska. Oczywiście nie graliśmy z pierwszą drużyną Holandii, ale to jednak Holandia. Mecz przegraliśmy 13:27. Jedyne indywidualne zwycięstwa i to dwa(!), odniósł Tadeusz Przymusiński ze Szczecina.
Pierwsza partia niczym szczególnym się nie wyróżniła. Za to w drugiej partii:

Holandia + Polska, Brunssum 2.8.2000 0:2
Nie znam drugiego fajtera takiego jak Tadeusz. Nawet mając dwa pionki przewagi trzeba się mieć na baczności. Do końca będzie walczył. Ostatnie posunięcie czarnych to 60. …10-28. Ruch białych. Oczywiście Tadeusz w swoim stylu zrobił ruch który POZWALAŁ przeciwnikowi przegrać tą remisową pozycję (61. 11-06??? 28-23!x). Ale przecież można po prostu 11-07.
Przeciwnik myśli z zasępioną miną…
W pewnej chwili wyciąga do Tadeusza rękę nic nie mówiąc. Zaskoczony Tadeusz, nie bardzo wiedząc o co chodzi, podał rękę uważnie obserwując co jego przeciwnik robi. A Wim wpisuje na blankiet swoją porażkę. Dalej nic nie rozumiejąc, Tadeusz robi to samo. Podchodzą koledzy Wima i zadają retoryczne pytanie “remis?“. Odpowiedź zaskakująca “nie, no przecież to przegrana“.
ALE JAK!? Przecież grasz 11-07. Na co zgromadzonym wokół Wim oświadcza, że to przecież przegrywa natychmiast. JAK? Pada oczywiste pytanie. Wim zdziwiony oświadcza, że po 11-7 czarne grają 27-21 i koniec!
Okazuje się, że przeciwnik Tadeusza w swojej kilkuminutowej zadumie zmienił kierunek marszu czarnego pionka!!! Widział groźbę 27-21, której nie było!!!
Oj było wesoło!

