Wczoraj obchodził swoje 80 urodziny Wiaczesław Szczegolew. Najmłodszy w historii Mistrz Świata. Zakończył się również turniej w którym uczestniczyło ponad 100 osób z 18 krajów.
Jeden z najbardziej znanych podopiecznych Szczegolewa jest Aleksander Getmański. Z talentem godnym historyka (a jest nim przecież!) zebrał sporo ciekawych opowiadań. Materiał dostałem już w czerwcu, ale postanowiłem opublikować go właśnie teraz. Nie wszystko od razu, bo historyjki są przepyszne i warto się nimi delektować stopniowo. Jest ich w sumie 15 i stopniowo będę je publikował. Na początek pierwszy trzy
Specjalnie dla czytelników stron Daminator.eu 27.06.2020 – od Aleksandra Getmańskiego.
25 lat temu Wiaczesław Iwanowicz zaczął mi opowiadać wiele zabawnych historyjek, które w mojej surowej interpretacji po ćwierćwieczu przypominają raczej niezbyt śmieszne bajeczki i anegdoty. Ale jednak!
Warcabowe opowieści Szczegolewa
Uwaga! 18+.
W dalszej części tekstu są przekleństwa, rasizm, antysemityzm, imperializm, homofobia, seks i antyglobalizm!!
Opowieść pierwsza.
Moskwa. Druga połowa grudnia 1960.
W połowie grudnia 1960 roku Wiaczesław Iwanowicz triumfalnie wrócił do domu jako zwycięzca turnieju olimpijskiego, a centralna telewizja postanowiła nakręcić taką nieskomplikowaną historię: Szczegolew stoi – jakby przypadkiem – w pobliżu metra, a ludzie wychodzący z przejścia podziemnego rozpoznają mistrza, szczęśliwi z entuzjazmem do niego podchodzą, ściskają ręce i proszą przejęci o autograf, a gdy go dostają radośnie dziękują i zadowoleni idą dalej …
Jak wspomina Szczegolew, zdjęcia ciągnęły się w nieskończoność. Robiono dziesiątki dubli. Albo ludzie tego dnia tak bardzo spieszyli się do pracy, albo byli podekscytowani noworocznym nastrojem, albo może wpływała na nich paskudna pogoda. Dialogi z reguły były bardzo lakoniczne i jakoś wcale nie sowieckie. Niektóre zasługują na dosłowne przytoczenie.
Reporter – podbiega do inteligentnie wyglądającego przypadkowego przechodnia ze swoją ważną sprawą: „Weź od niego autograf”!
Przypadkowy przechodzień – do reportera Centralnej Telewizji: „Odpierdol się”!
Opowieść druga.
Początek lat sześćdziesiątych.
Wierzcie lub nie, w pewnym momencie we wszechmocnej gazecie nr 1 w ZSRR „Prawda” istniał kącik warcabowy kierowany przez Szczegolewa. Niestety trwało to zaledwie kilka miesięcy. Szczegolew musiał prowadzić korespondencję, zagłębiać się w odległe problemy i lokalne kłótnie.

Do redakcji „Prawdy” docierały setki listów od warcabistów a wśród nich mnóstwo takich, które zawierały nie tylko suche rozwiązanie opublikowanego zadani! Mnóstwo czasu zabierały takie prośby: „Już od dwóch lat nie odbywają się mistrzostwa naszego miasta, proszę o interwencję”; „Zostałem mistrzem rejonu, ale na spartakiadę delegowano brązowego medalistę, proszę coś z tym zrobić”; „W zeszłym roku wypełniłem normę na I kategorię, a do tej pory nie została mi przyznana. Pomóżcie”!
Początkowo Szczegolew z entuzjazmem zabrał się za obsługę tej korespondencji. Starał się być we wszystkim obiektywny i szybki.
Trzeba wiedzieć, że w tamtych latach pismo w kopercie z pieczęcią „Prawdy” miało niesamowitą moc, i otrzymujący je musieli reagować!
Aby dłużej prowadzić warcabowy kącik w „Prawdzie”, trzeba by było się na tym całkowicie skupić. Na to rzecz jasna, aktywny sportowiec, nie mógł sobie pozwolić!
Opowieść trzecia.
Rok 1966.
Tytuł arcymistrza warcabowego to było w ZSRR coś rzadkiego i niezwykle cennego. Często stanowił też był socjalną windą do materialnych przywilejów. Większość arcymistrzów, na przykład, mogło wnioskować do lokalnych władz o bezpłatne poprawienie swoich warunków życiowych. O wypełnienie norm i zdobycie tytułu było niezwykle trudno. Trzeba było zostać mistrzem ZSRR (czyli praktycznie tak jak mistrzem świata) lub przez kilka lat utrzymywać się na podium. W przeciwnym razie, normy bezpowrotnie traciły ważność i trzeba było zaczynać od zera.
Na XI mistrzostwach ZSRR, rozgrywanych na przełomie listopada i grudnia 1965 w Taszkiencie, pod nieobecność Szczegolewa i Kupermana, którzy w październiku grali wyczerpujący mecz o tytuł, na podium znaleźli się późniejsi mistrzowie międzynarodowi Borys Szkitkin i Sergiej Manszin. W listopadzie i grudniu w Moskwie rozgrywano XII Mistrzostwa ZSRR. Szkitkin i Manszin znów znajdowali się w doskonałej formie. Ich los rozstrzygał się w ostatniej rundzie.
Napięcie ogromne! W przypadku remisu trzecie miejsce w turnieju razem z Wiaczesławem Iwanowiczem podzielą Szkitkin i Manszin. To daje OBU potrzebną prawo otrzymania prestiżowego tytułu – arcymistrz ZSRR w warcabach! Wygrana Szkitkina lub Szczegolowa pozbawia Manszina (późniejszego trenera Aleksandra Georgiewa, Aleksandra Dybmana i Michaiła Koreniewskiego) tak ważnego miejsca na podium.

W. Szczegolew – W. Szkitkin, Mistrzostwa ZSRR (2 grudnia 1966) 2:0
36. 38-32!! W tym momencie nad deską pojawił się solidny cień Sergieja Manszina! Obaj grający mimowolnie na niego spojrzeli. Ten pokiwał głową z zaciekawioną miną i odszedł dostojnym krokiem … 36… 34-40??
Po nerwowym namyśle, czarne popełniają najbardziej brzemienny w skutkach błąd w swojej warcabowej karierze! Jak trafnie określił to Agafonow – „czarne oślepione możliwością wygranej, wpadają w pułapkę”. 37. 32х23*.Bez kompromisów! 37… 40х38 38. 27-22! A cóż innego mogło nastąpić! 38… 19х17 39. 37-32.Prawdziwi mistrzowie właśnie tacy są; własnej matki nie oszczędzą i ograją! 39… 38х27. Nie będzie litości! 40. 31х02 [x], i po paru kolejnych posunięciach czarne skapitulowały.
Ciąg dalszy nastąpi …