Terenowy Zespół Lustracji

Warcabowa telenowela, część druga.

Zaraz po studiach przez 5 lat pracowałem w Wojewódzkim Związku Gminnych Spółdzielni “Samopomoc Chłopska” w Gorzowie. Byłem tym od “mechanizacji” księgowości. Zdążyłem jeszcze poznać maszyny księgujące (Ascota), ale wdrażałem już komputery (poczynając od 8 bitowego Elwro523). Ten pion “Samopomoc Chłopska” to była ogromna machina. Każdy GS to było od kilkudziesięciu do ponad 100 sklepów, wytwórnie wód gazowanych, hurt, masarnie, nawozy, transport, piekarnie… Dla mnie to był ciekawy okres. Pensję miałem marną, ale bardzo dużo się nauczyłem1

Jako “krzewiciel nowoczesności” byłem zapraszany na mnóstwo spotkań. W strukturach tej organizacji istniał “Terenowy Zespół Lustracji (TZL)” (to taka wewnętrzna kontrola o dużych uprawnieniach). Miałem okazję być na różnych spotkaniach TZL. Pamiętam szefa, Pana Andrzejewskiego, który był bardzo kompetentnym człowiekiem. Z różnych jego wykładów i wypowiedzi bardzo wiele się dowiedziałem. Kontrola to nie jest twój wróg! Kontrola ma ci pomóc! Ma pozwolić na spojrzenie nieco z boku, z dystansu, z innej perspektywy. Jasne, kontrola może znaleźć błędy, ale jest też od tego by podpowiedzieć jak z tego wybrnąć na przyszłość. Gdy błędy są zamierzone, czy wręcz są to oszustwa lub działania bezprawne, to trzeba karać.
Pamiętam też opowieść Pana Andrzejewskiego z TZL o sprawie sądowej pewnego magazyniera. W jego obronie adwokat mówił … o braku kontroli w tym magazynie przez ponad 7 lat! I sąd tą argumentację przyjął! Konsekwencje były niewielkie, radykalnie mniejsze od spodziewanych.

To wszystko wraca w mojej pamięci teraz gdy patrzę na obecnego i poprzedniego Prezesów PZWarc. Tak w skrócie:

  • KR nigdy nie była zapraszana na zebrania zarządu (a powinna być!),
  • kontrole były ciągle odwlekane,
  • ignorowano elementarne potrzeby finansowe KR,
  • w czasie kontroli dosłownie wydzielono dokumenty,
  • nie odpowiadano na maile z prośbą o przedstawienie określonych dokumentów,
  • segregatory z dokumentami to okropny bałagan i wielu dokumentów, na duże kwoty, po prostu tam nie ma!

Szczytem tego wszystkiego było zachowania obecnego Prezesa, Pana Flisikowskiego. Z oporami, po godzinnych debatach, ale pozwolił na mój udział w kontroli w Poznaniu. Gdy wreszcie rozpocząłem pracę, zadał mi stanowcze pytanie “A co tym tam notujesz w swoim komputerze?”. Naprawdę nie zmyślam! Chociaż, gdyby ktoś mi to opowiadał to nie wiem czy dałbym wiarę.

Ponieważ to co przedstawiono do kontroli i leżało w moim zakresie kompetencji udzielonych przez KR trudno nazwać księgowością, kontrola musiała być kontynuowana. Znów przekładane terminy. W końcu Prezes Flisikowski oznajmił, że zaprasza TYLKO członków KR.

A można było inaczej.
Można było wykorzystać moją wiedzę i doświadczenie w tych sprawach. Można było posłuchać co jest nie tak, jak to poprawić, jak wybrnąć z tego wszystkiego. Można było posłuchać rady jak prowadzić organizację w sposób prawidłowy formalnie i jednocześnie transparentny. Można było nawet o coś po prostu zapytać!

Przyjęta postawa każe jednak przypuszczać, że w dokumentach PZWarc kryje się mnóstwo różnych historii, które mają pozostać „tajemnicą rodzinną”. Moja smutna telenowela by nie powstała gdyby można było WSPÓLNIE pracować nad zmianami w PZWarc.   

Blisko 40 lat temu, ja za pulpitem PETARDY, czyli mikrokomputera Elwro 523. Szef poskąpił, miałem zatem 48kb pamięci operacyjnej. Opcja 64kb kosztowała 100.000 więcej (moja 8 miesięczna pensja). Po prawej ręce mam monitor, na wprost drukarkę (30 znaków na sekundę!) a po lewej ręce dwa napędy na dyskietki 8 cali. Górna na system operacyjny i program a dolna na dane. Każda z nich o pojemności … 256 kilobajtów. Ech …. ale działało! Napisałem nawet program do liczenia rankingów warcabowych! Mieliśmy takie w Gorzowie.
  1. Moja nabyta wówczas wiedza przegrała w konfrontacji ze współczesną wiedzą. Mam tutaj na myśli Panią magister ekonomii z Błonia. Była taka Pani na sierpniowym walnym w Dąbkach. Na krytyczne głosy (w tym mój), że PZWarc nie prowadzi ewidencji księgowej autorytatywnie stwierdziła “Ja jestem magistrem ekonomii i wiem, że można doskonale radzić sobie z prowadzeniem firmy bez tego”.  Czapki z głów. Takie zarządzanie to tylko w “okolycy stolycy”. Tutaj za Odrą ciągle uważamy, że bez rzetelnej księgowości trudno dobrze prowadzić firmę. Wie to nawet Krzysztof Jarzyna ze Szczecina. Sam mi o tym powiedział i to na prawym brzegu Odry. ↩︎